Żar, 6 października 2012 - korespondencja Michała Ombacha
Pożółkły już liście w lasach, ubogie o tej porze w chlorofil, dzieci wraz z rodzicami zbierają resztki kasztanów w parkach... Dzień stał się ewidentnie krótszy, noc szybko zapada, a potem – nad ranem – przychodzi skrobać szyby w samochodzie wskutek pierwszych przymrozków. Tym bardziej tęsknie zadzieramy nosy do nieba, szukając oznak złotej, ciepłej jesieni. Szybownicy spoglądają w górę jeszcze z innego powodu – czy przypadkiem nie zanosi się na wiatr halny?
Jego pierwszą oznaką bywają pojawiające się na dużych wysokościach soczewkowate w kształcie chmury. Gdy wiatr już wieje, po nawietrznej stronie pasma górskiego dochodzi do kondensacji zawartej w powietrzu pary wodnej, i ta – w postaci chmurospadu lub jak kto woli muru halnego, opiera się o szczyty. Tam zresztą pada deszcz, a w zimie śnieg i naszym południowym sąsiadom aura wtedy doskwiera. Jednak po zawietrznej, powietrze jest już suche i ciepłe. Z wielką siłą spływa w doliny, nierzadko pustosząc drzewostan i przyprawiając o ból głowy osoby z migreną.
Czy to od nagromadzenia zadań, czy też właśnie od halniaka, z końcem minionego tygodnia rozbolały nas owe głowy. Odkładając na bok wszystkie inne sprawy, przebazowaliśmy się z nowym Perkozem na górskie szybowisko „Żar”. Fala (poznaliśmy ją zaledwie tydzień wcześniej, wzlatując Perkozem na 3800 m AGL), znów miała pojawić się nad wierzchołkami Beskidu Żywieckiego. I była!
Wczesny start, a następnie mozolne wypady z „żagla” „pod wiatr” sprawiły, że wreszcie ją złapaliśmy. Dwa loty i dwa pięciotysięczne przewyższenia. To pierwszy warunek do diamentowej odznaki szybowcowej dla SZD-54-2 Perkoza. O następne, a jakże, pokusimy się na wiosnę, gdy będzie można sprawdzić ten ponad 20 m szybowiec w dalekich, długodystansowych przelotach.
Jak było tym razem na Żarze? Najlepiej pokażą to zdjęcia.
Pożółkły już liście w lasach, ubogie o tej porze w chlorofil, dzieci wraz z rodzicami zbierają resztki kasztanów w parkach... Dzień stał się ewidentnie krótszy, noc szybko zapada, a potem – nad ranem – przychodzi skrobać szyby w samochodzie wskutek pierwszych przymrozków. Tym bardziej tęsknie zadzieramy nosy do nieba, szukając oznak złotej, ciepłej jesieni. Szybownicy spoglądają w górę jeszcze z innego powodu – czy przypadkiem nie zanosi się na wiatr halny?
Jego pierwszą oznaką bywają pojawiające się na dużych wysokościach soczewkowate w kształcie chmury. Gdy wiatr już wieje, po nawietrznej stronie pasma górskiego dochodzi do kondensacji zawartej w powietrzu pary wodnej, i ta – w postaci chmurospadu lub jak kto woli muru halnego, opiera się o szczyty. Tam zresztą pada deszcz, a w zimie śnieg i naszym południowym sąsiadom aura wtedy doskwiera. Jednak po zawietrznej, powietrze jest już suche i ciepłe. Z wielką siłą spływa w doliny, nierzadko pustosząc drzewostan i przyprawiając o ból głowy osoby z migreną.
Czy to od nagromadzenia zadań, czy też właśnie od halniaka, z końcem minionego tygodnia rozbolały nas owe głowy. Odkładając na bok wszystkie inne sprawy, przebazowaliśmy się z nowym Perkozem na górskie szybowisko „Żar”. Fala (poznaliśmy ją zaledwie tydzień wcześniej, wzlatując Perkozem na 3800 m AGL), znów miała pojawić się nad wierzchołkami Beskidu Żywieckiego. I była!
Wczesny start, a następnie mozolne wypady z „żagla” „pod wiatr” sprawiły, że wreszcie ją złapaliśmy. Dwa loty i dwa pięciotysięczne przewyższenia. To pierwszy warunek do diamentowej odznaki szybowcowej dla SZD-54-2 Perkoza. O następne, a jakże, pokusimy się na wiosnę, gdy będzie można sprawdzić ten ponad 20 m szybowiec w dalekich, długodystansowych przelotach.
Jak było tym razem na Żarze? Najlepiej pokażą to zdjęcia.